Strzelec z karabinem Ur. Foto z rekonstrukcji historycznej Bitwa o Bochnię, 09.09.2009

Nic tak nie oddaje atmosfery i grozy pierwszych dni wojny, jak autentyczna relacja jej uczestnika. Wspomnienia wojenne st. strzelca Andrzeja Tabora z Leksandrowej, pokazują szlak bojowy chłopaka spod bocheńskiej wsi, któremu przypadła w udziale tajna broń Wojska Polskiego - karabin przeciwpancerny wz. 35 , zwany popularnie "Urem" lub rusznicą.

Nasz bohater pochodził z ubogiej, wielodzietnej rodziny chłopskiej. Powołany w listopadzie 1938 r. do służby wojskowej, trafił do jednostki w Lublinie, a stamtąd w lutym 1939 r. do Korpusu Ochrony Pogranicza w Wilejce. Służył w batalionie pod dowództwem majora Kuferskiego, dbającego nie tylko o odpowiednie szkolenie swoich podwładnych, ale i o ich wysokie morale. W związku z zagrożeniem południowo-zachodniej granicy 13 kwietnia 1939 r. żołnierzy batalionu KOP "Wilejka" przeniesiono w rejon Żywca. Tam, zarówno w samym mieście jak i w okolicznych górskich wsiach (Korbielów, Jeleśnia, Przyborów, Zawoja), rozpoczęła się seria szkoleń i manewrów wojennych oraz budowa fortyfikacji przygotowujących do obrony przełęczy beskidzkich przed spodziewanym uderzeniem niemieckim.

Karabin przeciwpancerny wz. 35. Źródło: Wikipedia, Domena publicznaBardzo ważnym wydarzeniem dla starszego strzelca Tabora było przydzielenie mu 25 sierpnia w Rajczy nowej, nieznanej dotychczas broni - karabinu przeciwpancernego Ur. Jego wprowadzenie na uzbrojenie polskich oddziałów objęte było ścisłą tajemnicą wojskową. Karabin ten miał być rzekomo produkowany na eksport do Urugwaju.

Stąd wzięła się potoczna nazwa tej broni: Ur (skrót od Urugwaj). Broń była dostarczana w drewnianych skrzyniach z napisem "Nie wolno otwierać - sprzęt mierniczy" (według innych źródeł: "Nie otwierać - sprzęt optyczny."). Na początku II wojny światowej kb wz. 35 był w stanie przebić pancerz większości używanych czołgów - stąd mógł stać się w czasie wojny bardzo groźną i przydatną bronią. O jej randze i wiązanych z nią nadziejach świadczy fakt, iż wtajemniczeni żołnierze musieli złożyć przysięgę, że nigdy jej nie wydadzą wrogowi.

maszynopis ze wspomnieniami Andrzeja TaboraWybuch wojny 1 września zastał strzelca na przełęczy na Budach, w rejonie Przyborowa. Rozpoczęły się ciężkie walki w górach od Żywca po Zawoję. 2 września wieczorem oddziały kopistów wycofują się na Jeleśnię, a stamtąd w okolicę Wadowic i Myślenic. W ciężkiej walce pod Pcimiem Andrzej Tabor ogniem ze swojej rusznicy skutecznie niszczy dwa niemieckie samochody pancerne. Z kolei w okolicach Wiśniowej, wykorzystuje swą broń przeciwpancerną w nietypowy sposób, strzelając do ...niemieckiego samolotu. Jak sam twierdzi - zestrzelił go, choć w tym przypadku mogło to być tylko jego wrażenie...

Żołnierze KOP-u wycofują się w stronę Gdowa, a więc coraz bliżej ziemi bocheńskiej. Do niezwykle zaciekłej walki dochodzi we wsi Podolany, gdzie kopiści skutecznie atakują odpoczywających Niemców w rejonie dworu. Tabor ze swojej rusznicy uszkadza jeden z czołgów. Głodny i wyczerpany walką batalion wycofuje się wierzchem wzgórz na Wieniec - Dąbrowicę. Żołnierze bezsilnie obserwują jak niemiecka artyleria z rejonu Książnic ostrzeliwuję okolicę Łapczycy. Maszerują przez Dąbrowicę, Stradomkę, Sobolów i Nieprześnię. Dochodzą do wsi Nieszkowice Wielkie i Olchawa, a więc niemal w rodzinne okolice Tabora. Dla tego młodego żołnierza było to niezwykłe przeżycie. Jak wspomina

Tu już znajoma okolica i znajomi ludzie. Pukam do do Dziedzica w Olchawie. Śpią. Pukam mocno. Wstaje Leon Dziedzic mój kolega. Przedstawiam się kto jestem i proszę go żeby dał znać matce, że mnie widział całego i zdrowego i pozdrowił wszystkich w domu. Dają mi pół bochenka chleba, cały ser i miarkę mleka. Więc dzisiaj najem się do syta!...

Dalej prowadzi oddział do Wiśnicza, który jak się okazuje został już opuszczony przez walczących tu kilka godzin wcześniej wojska polskie i niemieckie (więcej o tych walkach zobacz Podbocheńskie boje 10.Brygady) Na krótki sen żołnierze zatrzymują się w Starym Wiśniczu. Nasz bohater przeżywa wielkie rozterki związane z rodzinną ziemią.

Za Wiśniczem jakaś przemożna siła ciągnie mnie do domu. Choć na chwilkę ich zobaczyć. Pokazać się, że żyję. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa, więc siadam. Podchodzi por. Kuziel, bierze mnie pod rękę i mówi: chodź Jędrek, rozumiem cię dobrze, ale nie wiesz czy pozostał kto w domu. Położył mi rękę na ramieniu a ja zaczynam iść chwiejnym krokiem. Żal i tęsknota za domem dławią mi gardło(...)"

Rano, 7 września, spotyka Tabora przykre zdarzenie. Szukając wody do picia ciągnie ją ze studni w gospodarstwie na granicy Kobyla i Starego Wiśnicza. Chytry gospodarz, u którego polski, żołnierski mundur nie wzbudza żadnego współczucia ani podziwu, próbuje wyrwać wiadro z wodą krzycząc, że "mu woda potrzebna bo ma mało". Dopiero groźba użycia karabinu zmusza go do ustąpienia. Dzięki, temu nasz żołnierz po raz pierwszy od wybuchu wojny umył się. Na szczęście był to odosobniony przykład bierności czy wręcz wrogości ludności cywilnej wobec wojska. Batalion KOP-u morderczym marszem wycofuje się na Uszew, Brzeko, Szczurową i Radłów. Pod Radłowem żołnierze wpadają w zasadzkę Niemców. Znowu zacięta walka i rozproszenie oddziału. 8 września Taborowi kończy się amunicja do rusznicy. Ciężką, bezużyteczną już broń rzuca na polski wóz taborowy, a sam bierze karabin od rannego żołnierza. Dzień później dociera do Mędrzechowa.

Z zachowanych  rękopisów wspomnień wynika, że nasz bohater dostał się do niewoli niemieckiej, ale wraz z kilkoma towarzyszami walki udało mu się zbiec i przeprawić przez Dunajec. Po kilku dniach ucieczki wrócił szczęśliwie do rodzinnej wsi 1 października 1939 r. 

Tekst zachowanych wspomnień Andrzeja Tabora można przeczytać TUTAJ