Śmierć czasem traktowana jest jak temat tabu, a postępy medycyny sprawiły, że kres naszego życia utożsamia się z późną starością. Inaczej do tych spraw podchodzili mieszkańcy dawnej Bochni, którzy z perspektywą śmierci oswajani byli od najmłodszych lat. 

Najstarsza zachowana księga miejska Bochni z przełomu XV i XVI w. zawiera również testamenty naszych przodków. Zbiory Archiwum Narodowego w Krakowie oddz. w Bochni.
Najstarsza zachowana księga miejska Bochni z przełomu XV i XVI w. zawiera również testamenty naszych przodków. Zbiory Archiwum Narodowego w Krakowie Oddz. w Bochni.

Bocheńskie testamenty z XV - XVIII wieku, szczęśliwie zachowane w Archiwum w Bochni, ukazują nie tylko zapisy majątku, rozliczenie się z długów ziemskich czy dyspozycje pogrzebowe, ale także postawę testatorów wobec śmierci. Generalnie przebija z nich myśl o nieuchronności śmierci i pogodzeniu się z losem. Już w jednym z najstarszych zachowanych testamentów, rajcy Jana Chlodka z 1494 r., czytamy, iż sporządził on swą ostatnią wolę "gdyż nie jest nic pewniejszego od śmierci i nic niepewniejszego niż godzina śmierci". Podobną postawę prezentują testatorzy z wieków późniejszych jak choćby Jan Foltyn, który w 1623 r. stwierdzi, że "wszelki człowiek, który się na świat rodzi umrzeć musi" czy Stanisław Bułka (zm. 1678), który uważał, że "nie masz w życiu nic pewniejszego nad śmierć"

Taka postawa wobec śmierci nie powinna nas dziwić, gdyż ówczesne wzory kultury i religia stale przypominały o końcu życia. Z myślą o śmierci oswajał się ówczesny człowiek już od młodości. Częste epidemie, wojny, pacyfikacje sprawiały, że śmierć stawała się niemal "namacalna" w każdym mieście czy wsi. Nie inaczej było w Bochni. Pamiątką po groźnej zarazie z 1652 r. jest seria testamentów - czasem o dramatycznej wymowie - zapisanych w księdze wójtowsko-ławniczej. Przerażeni mieszkańcy "widząc gniew pański nad sobą wylany" i czując na sobie "palec boży" dzielili swoje majątki oddając się pod Bożą opiekę. O śmierć ocierali się bochnianie w czasie wojen (najazdy szwedzkie, kozackie, rosyjskie) czy nękających miasto tragicznych pożarów.

Lipnickie memento mori w kościele św. Leonarda
Lipnickie memento mori w kościele św. Leonarda

Ale nawet w czasach pokoju i względnego dostatku, myśl o końcu życia przebijała z kościelnych i świeckich symboli. Trupie czaszki, szkielety i słynne "tańce śmierci" umieszczano na epitafiach i ścianach świątyń. Nie inaczej było w Bochni i w okolicy.

Symbole vanitas spotykamy na starych nagrobkach cmentarnych w Bochni, Lipnicy i Trzcianie. W gotyckim kościele św. Leonarda w Lipnicy Murowanej, na jednej ze ścian znajdujemy polichromię ze śmiercią grającą na skrzypcach młodej dziewczynie. Nad nimi wymowny napis: "Pamiętaj na szmiercz". Z kolei będąc we wnętrzu kościoła pw. Wszystkich Świętych w Sobolowie, koniecznie trzeba zobaczyć na północnej ścianie nawy dwa malowidła moralizatorskie z XVIII w. ukazujące cierpienia dusz w czyśćcu. Oprócz tego trzecie malowidło przedstawia czaszki ludzi różnych stanów. O ich doczesnych rolach świadczą tylko nakrycia głów. Wymowa sobolowskich malowideł jest oczywista: każdego, bez względu na zamożność i pochodzenie, spotka ten sam los - nieuchronna śmierć. Oglądający te malowidła wierni powinni pamiętać, że życie jest bardzo kruche i należy je wykorzystać zgodnie z boskimi przykazaniami.

Malowidła moralizatorskie w Sobolowie - wobec śmierci wszyscy są równi...
Malowidła moralizatorskie w Sobolowie - wobec śmierci wszyscy są równi...

Bardzo ciekawy "Taniec śmierci" w postaci 14 niewielkich obrazków znajduje się w kaplicy na Murowiance. Powstał on prawdopodobnie z chwilą wyposażenia, zbudowanej w 1854 r. kaplicy. Jest prawdopodobnie dziełem jakiegoś nieznanego z nazwiska malarza ludowego i wzorowany był na cyklu Tańca śmierci w kościele OO. Bernardynów w Krakowie. Malowidło przedstawia dialog Śmierci z przedstawicielami różnych stanów, którzy muszą się pogodzić z jej wszechwładzą.

Spośród wielu przysłów i sentencji rekordy popularności biła myśl "memento mori"- pamiętaj o śmierci - która miała czynić człowieka gotowym na poddanie się woli Wszechmocnego. Ta pozornie stoicka postawa nie zawsze jednak musiała oznaczać rzeczywiste pogodzenie się ze śmiercią. Pamiętać musimy, że większość testamentów spisywana była przez notariuszy, którzy stosowali w nich szablonowe i powszechne zwroty. Nigdy więc nie dowiemy się, na ile spisane intencje mieszczan oddają ich prawdziwe myśli. Niewątpliwie jednak, wielu z nich nie wyczekiwało śmierci, ba - wręcz starało się odwlec jej moment na jak najdłuższy czas, jak gdyby wyścigując  się ze złowrogą kostuchą... Zapewne, mimo głoszonej wszędzie marności życia i dóbr doczesnych, właśnie zgromadzony z trudem majątek i strach przed jego utratą podsycały nieraz gasnącą miłość życia.

Jeden z obrazków Tańca śmierci z kaplicy na Murowiance
Jeden z obrazków Tańca śmierci z kaplicy na Murowiance

 Umierający widział konieczność zapewnienia bytu swojej rodzinie a jednocześnie uzyskania zbawienia swojej duszy i uniknięcia ognia piekielnego. Najczęściej więc dzielił swój majątek między pozostałych przy życiu członków rodziny oraz instytucje kościelne i społeczne. Warunkiem ważności takiego podziału była pełna sprawność umysłowa i świadomość czynu testatora. Stąd większość testamentów zawiera formułę "chory na ciele lecz zdrowy na umyśle". Umierający najczęściej obdarzali swymi majętnościami kościół parafialny św. Mikołaja oraz kościół i klasztor Dominikanów. Tam też zasłużeni i zamożni mieszczanie starali sobie zapewnić miejsce pochówku. Pozostali musieli zadowolić się miejscem na cmentarzach przykościelnych, a najubożsi i żebracy - na cmentarzu przy kościele św. Leonarda.

Oprócz wskazania miejsca pochówku, autorzy testamentów wydawali zarządzenia w sprawie konduktu pogrzebowego, nabożeństw, pobożnych fundacji, rozdziału jałmużny. Uwagę zwracają zwłaszcza dyspozycje pogrzebowe. Na urządzenie przyzwoitego pogrzebu w staropolskiej Bochni wystarczała kwota 50 - 100 zł. polskich. Nie brakowało jednak w testamentach zapisów przeznaczających na ten cel nawet kilkaset złotych. Wystawność pogrzebów miała podkreślać pozycję społeczną zmarłego a kolejna jałmużna dla ubogich zapewniała ich modlitwę, która wedle powszechnego przekonania była dla Boga szczególnie miła. Problem w tym, że nierzadko ta ofiara dla biednych przyjmowała właściwą formę. "Było coś groteskowego w tem nakarmieniu dziadów aż do czkawki i upijaniu ich wódką i piwem" - pisał profesor Stanisław Fischer. Ale pompa pogrzebowa i tłumne obrzędy zmniejszały też świadomość ostatecznego kresu, stanowiły antidotum i swego rodzaju ucieczkę ze sfery cienia w blask życia.

Ważność ostatniej woli umierającego potwierdzali zgromadzeni świadkowie, którymi byli najczęściej ławnicy i rajcy miejscy. Teraz przyszło mu tylko czekać na śmierć. Ukazywany wzór kulturowy zalecał umieranie w otoczeniu bliskich, rodziny, na oczach współmałżonka i dzieci, przy płonących gromnicach. Jeśli to możliwe, należało nawet trzymać świece w ręku. Zalecano, by umierający wpatrywali się w krucyfiks lub wizerunki Jezusa, Matki Boskiej i świętych. Ten model "dobrej śmierci" powstał ponad 300 lat temu, ale Czytelnik zapewne zauważy, że podobnie umierali jeszcze nasi dziadowie. Dziś natomiast coraz częściej preferuje się śmierć niespodziewaną, stara się, by umierający uniknęli świadomości, że następuje kres ich ziemskiej wędrówki. Szanowny Czytelnik niech sam oceni, który sposób umierania należy uznać za bardziej odpowiadający godności ludzkiej.

Ważniejsze źródła:

  • S. Fischer, Matka Boska Bocheńska i jej kult na tle życia religijnego w dawnej Bochni, Bochnia 1934
  • J. Flasza, J. Kęsek, Cmentarze bocheńskie. Przewodnik historyczny, Bochnia 1992
  • Z. Kuchowicz, Człowiek polskiego baroku, Łódź 1992
  • Z. Wojas, Najstarsza księga ławnicza miasta Bochni [w:] Rocznik Bocheński, T. II, Bochnia 1994