Lisowczycy - obraz Juliusza Kossaka

Nazywano ich „diabłami„ i "krwawymi psami”. Byli szybcy, szaleńczo odważni i nieśli śmierć i zniszczenie od Francji po Rosję. Wielu uważało ich za najlepszą lekką jazdę w Europie. Węgrzy zwali ich Elearami ("wyborną jazdą") a matki w Czechach straszyły nimi dzieci. Powszechnie lękano się ich, sarkano na ich bezwzględność i chciwość - ale i podziwiano za kunszt wojenny. Lisowczycy, bo o nich mowa, łupili, gwałcili i zabijali nie tylko obcych, ale i swoich. Dotkliwie o tym przekonali się także mieszkańcy Bochni w 1620 r.

Nie ma pieniędzy dla Lisowskiego...

Ich nazwa wywodzi się od nazwiska pułkownika Aleksandra Lisowskiego. To on skupił początkowo około dwustu żołnierzy, którzy wobec braku żołdu, głodu i cierpień wzięli sprawy w swoje ręce. Zawiązali konfederację i wyruszyli do Kurlandii, gdzie gwałtem, morderstwami i grabieżą odbierali to, czego nie otrzymali od swych dowódców. O całej sytuacji dość szybko dowiedział się hetman Jan Karol Chodkiewicz, jeden z najlepszych wodzów, zwycięzca spod Kircholmu i Chocimia, który bezskutecznie próbował pojmać Lisowskiego. Co prawda sejm ogłosił go infamisem, czyli człowiekiem wyjętym spod prawa, ale nikomu nie przyszło na myśl, aby zgładzić Lisowskiego. Ten zaś biorąc przykład z Kozaków, utworzył lekkozbrojną jazdę, szybką i na tyle sprawną, że mogła w krótkim czasie pokonać duże odległości (dziennie nawet 150 km.) Rozwój tej formacji nie przerwała nawet niespodziewana i tajemnicza śmierć Lisowskiego w 1616 r. Jego następcy wiedli zagony lisowczyków daleko w głąb Rosji, docierając na północy do wybrzeży Oceanu Lodowatego.

Pierwsza odsiecz Wiednia

Rembrandt, Jeździec polski (ostatni Lisowczyk?)Latem 1619 r. na dwór Zygmunta III przybyli wysłannicy cesarza, arcyksiążę Karol Habsburg i węgierski magnat Jerzy Hammonai. Goście przynieśli wezwanie o pomoc. Ziemie cesarskie pustoszyła bowiem okrutna wojna trzydziestoletnia, zapoczątkowana rebelią czeskich protestantów. Na stolicę, Wiedeń, kierowały się wielonarodowe siły protestantów, w szczególności zaś węgierskie oddziały księcia Siedmiogrodu, Gabora Bethlena. Upadek cesarstwa Habsburgów, najpotężniejszej monarchii katolickiej, mógł wywrócić do góry nogami cały porządek europejski. Tuż za południowymi granicami Rzeczypospolitej wyrósłby bastion protestantyzmu, sprzymierzony z wrogą Polsce Szwecją.

Zygmunt III postanowił nie angażować oficjalnie Rzeczypospolitej w ten konflikt,  wysłał jednak lisowczyków, rzekomo jako wyprawę prywatną. Część jej kosztów pokrył po cichu z własnej szkatuły.

W październiku 1619 r. ruszyła pierwsza polska odsiecz Wiednia. Około 10 tysięcy lisowczyków pod dowództwem Walentego Rogawskiego przez przełęcze karpackie wyruszyło na Górne Węgry, by odciągnąć główne siły wroga od Wiednia. 23 listopada pod Humiennem zastąpił im drogę siedmiogrodzki książę Jerzy Rakoczy. Naprzeciw dwóch tysięcy dwustu lisowczyków stanęło siedem tysięcy Węgrów. Bitwa trwała dwa dni. W końcu ciężkozbrojna husaria Rakoczego złamała polski szyk. Elearzy rzucili się do ucieczki, a upojeni zwycięstwem żołnierze protestanccy przystąpili do grabieży polskiego obozu. Nieoczekiwanie nastąpił gwałtowny kontratak lisowczyków. Doszło do prawdziwego pogromu Węgrów, którzy zasłali pobojowisko tysiącami ciał. Lisowczycy zdobyli 17 chorągwi węgierskich.

Oblegające Wiedeń wojska węgierskich protestantów, na wieść o Polakach pustoszących ich ojczyste ziemie, pospiesznie zawarły rozejm z cesarzem i ruszyły zaraz przeciw lisowczykom. Ci, wypełniwszy swoje zadanie, powrócili do ojczyzny. Wiedeń był ocalony.

"Krwawe psy" w Bochni

Żywot kozaków lisowskichPowrót Lisowczyków w granice Rzeczpospolitej oznaczał dla województwa krakowskiego spore kłopoty. Żołnierze, którym jak zwykle nie w pełni wypłacono żołd, postanowili w miastach małopolski znaleźć zimowa leże. Co prawda Bochnia jako miasto królewskie i górnicze na mocy konstytucji sejmowych, była wolna wolna od wszelkich postojów i kontrybucji wojskowych, ale w praktyce nikt się tym nie przejmował. W styczniu 1620 r. aż 17 chorągwi lisowczyków pod dowództwem płk. Kleczkowskiego wracając z Węgier zatrzymało się na kilkanaście dni w Bochni. Część z nich rozłożyła się obozem na Krzęczkowie, a wszyscy przystąpili do łupiestw i grabieży mieszczan. Jak szarańcza wyjedli i zarekwirowali wszystko, co tylko było do wzięcia. Przerażeni mieszczanie zakopywali w ziemię swe oszczędności, aby je przed lisowczykami ukryć, a niektórzy skrzynki z dobytkiem do kościoła farnego wynosili, że tam będzie on bezpieczniejszy. Lisowczycy zrabowali nie tylko domostwa mieszczan, ale także klasztor Bernardynów na przedmieściu przy kościele św. Krzyża. Pijani żołnierze wzniecili też pożar przy ul. Trudnej, który rozprzestrzenił się na część miasta. Ofiarą grabieży padły również okoliczne wsie, np będące własnością miasta Krzyżanowice.

W czasie pobytu Lisowczyków w Bochni potwierdzono wybór dowódcy pułków w osobie Jarosza Kleczkowskiego, wybrano także urzędników i zatwierdzono artykuły wojskowe.


Starszyzna Elearów była przyjmowana i goszczona w domu szlachcica Brzezińskiego, ówczesnego zarządcy wójtostwa bocheńskiego. Jak pisze Stanisław Fischer:

Lało się wino strugami, luzacy przygrywali na bałabajkach a towarzystwo przy stole słuchało opowiadań o wyprawach lisowczyków w dalekie strony, o pożarach miast moskiewskich, o złotych cerkwiach Moskwy i Peremysła, o Astrachaniu i Brańsku, o Uralu, o morzu Lodowatym i Kaspijskim (...)

Staś Brzeziński - ksiądz, hulaka, lisowczyk

Lisowczycy przed gospodą. Obraz Józefa BrandtaTa gościna Lisowczyków wywarła wielki wpływ na syna Brzezińskiego - Stanisława, który odtąd marzył o karierze wojaka i jak wielu młodzieńców w tym czasie pragnął wstąpić w szeregi "psów wojny". Był to człowiek przyzwyczajony do wygodnego życia, którego rodzice widzieli na jakimś stanowisku kościelnym. Krótki pobyt na studiach uniwersyteckich w Krakowie i rychły powrót do rodzinnej Bochni, gdzie przysparzał rodzicom ciągłych przykrości swoim rozwiązłym i hulaszczym życiem, skłoniły tych ostatnich do podjęcia starań o probostwo przy szpitale św. Antoniego dla ubogich górników. Ta kazimierzowska jeszcze fundacja cieszyła się poważaniem bochnian i nic dziwnego, że kandydatura Brzezińskiego wywołała w mieście wrzenie wśród pospólstwa. Mimo to, Brzeziński dopiął swego i objął w 1625 r. prepozyturę w świętokrzyskim szpitalu, a rok później przyjął święcenia kapłańskie. Suknia duchowna nie zmieniła jednak jego postępowania. Brzeziński więcej interesował się polowaniami, rozpustą i pijackimi biesiadami niż losem schorowanych górników, którzy za jego rządów pozbawieni żywności zaczęli przytułek opuszczać, uchodząc przed nędzą i głodem. 

Kiedy w 1635 r. lisowczycy po raz drugi zjawili się w Bochni, ksiądz Brzeziński szybko znalazł z nimi wspólny język, goszcząc winem i jadłem. Gdy lisowczycy wyjechali z miasta, okazało się, że wraz z nimi ruszył Brzeziński, zostawiając szpital i jego nielicznych mieszkańców na łasce losu. Przez przeszło rok bawił na obczyźnie, przemierzając z Elearami Niemcy, kraje nadreńskie i Flandrię. Zagrożony utratą probostwa wrócił do Bochni, lecz mając na sumieniu życie ludzi nie chwalił się swoimi przygodami w oddziałach lisowczyków. Zagrożony dochodzeniem komisji biskupiej, która zastała przerażający stan powierzonego mu szpitala i folwarku, uciekł w Beskidy, lecz w końcu stanął przed sądem biskupim w Krakowie. O dalszych jego losach źródła milczą.

Kończąc wątek bocheński, dodajmy, że władze miasta przerażone stratami, jakie przyniosły ich pobyty w górniczym mieście, w przyszłości wolały zapłacić nadciągającym chorągwiom wojska (nie tylko lisowczyków) sowity okup pieniężny, niż gościć ich w Bochni...

Zwycięzcy spod Chocimia, wygnańcy z Rzeczpospolitej

Z lisowczykami miał do czynienia również Stanisław Lubomirski z Wiśnicza, który dowodził wojskami Rzeczpospolitej w końcowej fazie bitwy pod Chocimiem (1621 r.) W obozie warownym zajmowali razem z Kozakami lewe skrzydło i wielokrotnie wykazali się wielką odwagą i determinacją. 25 września właśnie na pozycje lisowczyków ruszyło główne uderzenie tureckie i pewnie zakończyło by się ich klęską, gdyby Lubomirski w porę nie przysłał im posiłków. 28 września po raz kolejny (i ostatni) Lisowczycy znaleźli się w opałach. Zdziesiątkowani ogniem działowym i zaciekłym szturmem janczarów donosili Lubomirskiemu: "Giniemy!" Ginęli, ale w walce a nie w ucieczce. Uratowała ich piechota królewska oraz chorągwie przysłane przez Lubomirskiego. 

Po zwycięskiej bitwie wielu chwaliło lisowczyków za odwagę i poświęcenie, ale szlachta przerażona ich samowolą oraz tym, że wielu zbiegłych chłopów i mieszczan wstępuje w ich szeregi, wymogła na królu rozwiązanie oddziałów i infamię w 1624 r. Nie oznaczało to koniec ich walki. Wielokrotnie walczyli poza granicami kraju w służbie cesarskiej. Tak było na przykład w 1632 r., kiedy to przy poparciu królewicza Władysława IV na terenie Rzeczpospolitej akcję werbunkową prowadzili wysłannicy cesarscy, potrzebujący najemników do armii Albrechta Wallensteina. W jej wyniku około 3000 polskich żołnierzy, w tym wielu dawnych lisowczyków, wyruszyło na Śląsk. Na czele ponad 1200 żołnierzy lekkiej jazdy stanął pułkownik Stefan Wieruski herbu Szreniawa. Pochodził on z podbocheńskich Wieruszyc gdzie gospodarzył jego brat Stanisław, a jego rodzina była spowinowacona z Lubomirskimi. Wyprawa Wieruskiego oraz dwóch innych pułkowników – Pawła Czarnieckiego i Andrzeja Morskiego, zakończyła się fiaskiem. Z braku pieniędzy oraz na wieść o wybuchu wojny z Moskwą polskie chorągwie rozpoczęły powrót do kraju. 14 marca 1633 r. oddział Wieruskiego został zaatakowany przez rajtarów saskich, a w czasie potyczki zginął sam pułkownik.

W 1635 r. na krótko uchwalono dla Lisowczyków amnestię (stąd ich obecność w Bochni w tym roku). Z czasem rozproszyli się w armiach państw uczestniczących w wojnie trzydziestoletniej bijąc się do lat 40. XVII wieku. Spadkobiercą ich taktyki walki będzie hetman Stefan Czarniecki - w młodości także ...lisowczyk.

Ważniejsza literatura:

  • H. Wisner, Lisowczycy, Warszawa 1976
  • S. Fischer, Losy kazimierzowskiej fundacji, Sprawozdanie Dyrekcji Państwowego Gimnazjum w Bochni za rok 1927/28, s. 20 - 32
  • F. Kiryk, Instytucje kościelne, życie religijne, obrazki obyczajowe [w:] Bochnia. Dzieje miasta i regionu, pod red. F. Kiryka, Z. Ruty, Kraków 1980, 133-134
  • R. Lolo, Zaciągi cesarskie w Rzeczypospolitej w 1632 i 1633 roku i ich odbiór przez społeczeństwo szlacheckie [w:] Studia i Materiały do Historii Wojskowości, T. XL, Białystok 2003, s. 7-23
  • T. Sanecki, Ich pojawienie budziło strach w całej Europie – Lisowczycy