Figura Chrystusa Zmartwychwstałego w Łapczycy

Tak jak i współcześnie, Święta Wielkanocne dawniej stawały się pretekstem do przerwania monotonnej codzienności. Był to czas spotkań rodzinnych, odwiedzin, wspólnej uciechy, a przede wszystkimi oddawania się praktykom religijnym. Wiele z ówczesnych obyczajów przetrwało do dnia dzisiejszego i stało się elementem trwałej tradycji świątecznej, ale niektóre zanikły już na zawsze. Jak więc wyglądał okres Wielkanocy w Bochni i okolicach przed  wiekami?

Pasje, biczownicy i obowiązkowa spowiedź u proboszcza

Były to najważniejsze święta w roku liturgicznym, dlatego należało się do nich odpowiednio przygotować. W czasie Wielkiego Postu, w kościołach zarówno wiejskich jak i miejskich, odprawiano nabożeństwa pasyjne. W Bochni w XVII wieku odprawiano nabożeństwa pasyjne we wszystkich kościołach zakonnych i parafialnym, a nawet w kaplicy szpitala św. Macieja. Pasje, czyli śpiew ewangelicznego opisu męki Pańskiej, odbywały się w niedzielne popołudnia. Towarzyszył im obrzęd biczowania się, który w naszym mieście wprowadziło bernardyńskie bractwo św. Franciszka. W kościele parafialnym św. Mikołaja kultywowało go bractwo szkaplerzne posiadające odpowiednie szaty pokutne, czyli  kapy z kapturami. Biczownicy dzięki kapom mogli łatwo obnażać plecy, które chłostali rzemiennymi biczami aż do krwi, mniej więcej przez czas 45 minut.

Godne przeżycie Świąt Wielkanocnych możliwe było tylko po odbyciu spowiedzi wielkanocnej i przystąpieniu do komunii świętej. Karą za nie przystąpienie do spowiedzi i komunii wielkanocnej była odmowa pogrzebu kościelnego. Począwszy od 1215 r. spowiedź należało przymusowo odbyć w okresie wielkanocnym tylko przed własnym proboszczem lub zastępującym go wikarym. Przestrzegano tego warunku dość skrupulatnie i często plebani z Bochni i okolic skarżyli w sądzie kościelnym innych kapłanów, którzy spowiadali bezprawnie nie swoich parafian. Powodem tej skrupulatności był stary zwyczaj uiszczania przez wiernych świętopietrza przy okazji spowiedzi wielkanocnej. Część świętopietrza przysługiwała proboszczowi - co wyjaśnia dlaczego zabiegano aby parafianie nie szukali spowiedników w innych miejscowościach. Co ciekawe, w XVI w. spowiednicy bocheńscy kładli duży nacisk na warunek zadośćuczynienia. I tak np. w 1588 r. wyspowiadany warzelnik bocheński publicznie przeprosił Szymona Postrzygacza, a jeden z górników miał wyjawić stróżowi magazynu solnego nazwisko złodzieja soli.

W czasach zaborów, cesarz austriacki Józef II nakazał spowiedź wielkanocną swoim dekretem, czyli prawem cywilnym. Franciszek I obowiązek ten umieścił nawet w kodeksie karnym. Za jej nieobycie groziła kara - z więzieniem włącznie. Na początku XIX w. jeden z wikariuszy bocheńskich, zapowiedział na ambonie, ze po Wielkanocy odczyta tych, którzy nie dopełnili obowiązku spowiedzi. Zobaczywszy starostę cyrkułu zawołał po niemiecku:

 Co ja widzę, panie starosto, nie byliśmy dotąd u spowiedzi.

 Starosta gdyby do niej nie przystąpił, straciłby swoje stanowisko…

Wielki Tydzień

Krzyż na Ulicy Świętokrzyskiej w BochniUroczystości wielkanocne zaczynały się w Niedzielę Kwietną, czyli Palmową. Nie wiemy, czy podobnie jak winnych miastach, praktykowano w Bochni zwyczaj procesjonalnego doprowadzenia do kościoła drewnianej postaci Chrystusa jadącego na ośle, umieszczonej na wózku.  W tym dniu połykano też bazie wierzbowe i uderzano się młodymi gałązkami wierzbiny, co miało zapewniać siły żywotne. Często te wierzbowe "palmy" po poświęceniu zabierano do mieszczańskich lub wiejskich domów i zatykano za kropielniczki lub święte obrazy. W Bochni wielu bogatszych mieszczan posiadało obrazy o tematyce pasyjnej. W inwentarzu, spisanym po śmierci Mikołaja Gruźlikowicza w 1654 r. wymieniono m.in. "obraz Chrystusa Pana in Monte Oliveti modlącego się czy obrazek na blasze ubiczowanego Chrystusa Pana w czarnej ramie".

Z kolei w Wielką Środę dokonywano utopienia lub zrzucenia z wieży kościelnej figury Judasza, o czym wspominają kronikarze – m.in. Jan Długosz i Joachim Bielski. Zwyczaj ten był kultywowany przez wiele stuleci również na ziemi bocheńskiej. Jeszcze na początku XX w. był obchodzony w Uściu Solnym.

Podobnie jak dziś, w Wielki Piątek i Wielką Sobotę odwiedzano „groby Chrystusowe” w kościołach. Na ziemi bocheńskiej, jako pierwsi ten zwyczaj wprowadzili zakonnicy bożogrobcy w kościele w Chełmie, osadzeni tam jeszcze w XII w. przez rycerza Mikorę Gryfitę. Nietrudno się domyśleć, że z czasem zwyczaj ten przyjął się również i w sąsiednich parafiach i kościołach, a drobne rycerstwo pełniło przy grobie wartę wojskową. W kościele w Chełmie "grób Chrystusowy" jest stałym elementem wystroju świątyni..

W Wielki Piątek kościoły parafialne wypełniały się po brzegi wiernymi z różnych warstw społecznych, którzy chcieli być świadkami liturgii Męki Pańskiej. Obchodzono wówczas świątynię z kołatkami i słuchano specjalnych kazań pasyjnych. W większych parafiach odbywały się wspomniane wcześniej procesje kapników, czyli biczowników, którzy biczowali się przy każdej stacji Męki Pańskiej. Być może też, przez krótki czas na bocheńskiej kalwarii na Krzęczkowie miały miejsce Drogi Krzyżowe czy misteria Męki Pańskiej.

W Wielką Sobotę odbywało się święcenie pokarmów. Początkowo miało miejsce w domach, ponieważ ksiądz święcił wszystko co zostało przygotowane przez gospodynię. Później wierni zaczęli przychodzić ze "święconym" do kościoła, i tak pozostało do dzisiaj. Na wsiach święcono też jadło we dworze szlacheckim czy zniesione pod kościół przez włościan pokarmy.

Rezurekcje i Niedziela Wielkanocna

Rezurekcja - rysunek obrazu Wojciecha PiechowskiegoW Wielką Sobotę późnym wieczorem udawano się do pobliskiego kościoła na uroczystą rezurekcję. Początkowo rezurekcję odbywały się o północy. Od połowy XVIII w. w mniejszych miastach (w tym Bochni) oraz na wsiach przeniesiono rezurekcję na niedzielę rano. Po mszy św. odbywała się uroczysta procesja wokół kościoła farnego. W staropolskiej Bochni w procesji tej oprócz duchowieństwa i mieszkańców miasta uczestniczyli członkowie cechów rzemieślniczych, którzy- podobnie jak na Boże Ciało -  odświętnie ubrani nieśli feretrony i chorągwie cechowe. Podczas tej uroczystości strzelano z moździerzy i "armatek" cechowych. W Nowym Wiśniczu, w I. poł. XVII wieku, rezurekcjom wielkanocnym towarzyszył wystrzał armat zamkowych wojewody krakowskiego Stanisława Lubomirskiego. Również i parafie wiejskie naśladowały ten staropolski zwyczaj – choć oczywiście na mniejszą skalę. W zbiorach parafii w Trzcianie zachowały się dwa moździerze wiwatowe, używane tam do strzelania po 1913 r.

W Bochni od 1743 r. uroczystość Jutrzni uświetniali członkowie bocheńskiego bractwa muzykantów, którzy byli zobowiązani "ozdobić chwałę Boską swemi instrumentami bez solucji".

Nieco skromniejszy, ale przecież też uroczysty, przebieg miały rezurekcje w podbocheńskich wsiach. Szlachcic, który był patronem kościoła zasiadał w pierwszej ławce, a po mszy, sam lub z innymi patronami, prowadził księdza proboszcza w procesji wokół kościoła. Po nabożeństwie proboszcz przyjmował życzenia od szlachty, a chłopi znosili do dworu wraz z życzeniami zwyczajowe podarki, w tym znane od czasów pogańskich pisanki.

Niedzielę Wielkanocną, odbywała się wesoła uczta, przeciągająca się nieraz do wieczora, w trakcie, której jedzono obficie mięsa, wędliny, jaja, ciasta. Była to okazja do zjedzenia bardziej wykwintnych dań, po długim okresie postu, w którym królowały ryby z okolicznych stawów oraz potrawy bogate w zboża. Jedzenie obfitszych posiłków, oprócz oddawania się obowiązkowej bezczynności, stanowiło jedną z przyjemniejszych stron świętowania w całej Polsce.

Śmigus i śmigurtnicy.

Śmigurtnicy z LubomierzaPrzykładem mieszania się pierwiastków pogańskich z chrześcijańskimi może być zwyczaj wielkanocnego oblewania się wodą zwany Dünguss, czyli chlust wody. Tradycja ta nawiązywała do symboliki oczyszczenia, a w znaczeniu chrześcijańskim obmycia z grzechów. Z czasem obyczaj ludowy przypisał temu rytuałowi sens bardziej ludzki: kobiety bywały raczej wesołymi ofiarami swawoli dyngusowej, często już od porannego przebudzenia się w łóżku, co zwykle odczytywane było przez nie, jako wola przypodobania się wybrance serca. Nie mamy powodu wątpić, że takie uciechy nieobce były bochnianom i bochniankom, zwłaszcza z mniej zamożnych domów, gdzie obyczaje świąteczne nie różniły się od zbytnio od chłopskich.

We wsiach na Bocheńszczyźnie poniedziałek wielkanocny należał do "śmigurtników". W Lubomierzu k. Łapanowa chłopcy przebrani w maski i słomiane czapki, obchodzili domy o świcie zbierając jajka i kołacze. W Rzezawie tych mile widzianych gości nazywano "cyganami". Oczywiście wizytom "śmigurtników" towarzyszyło obfite oblewanie się wodą.

Dziś Święta Wielkanocne coraz częściej mają wymiar komercyjny i handlowy, ale na szczęście część dawnych obyczajów jest nadal kultywowana na ziemi bocheńskiej. Warto o nich pamiętać i przekazywać kolejnym pokoleniom, bo są one niezaprzeczalnym bogactwem duchowym naszej wiary, kultury i dziedzictwa narodowego.